Dlaczego właśnie We Love Beds i We Love Candles - skąd taki pomysł?
Marki We Love Beds i We Love Candles, to wynik tego, że zawsze lubiłam otaczać się pięknymi przedmiotami, ale poza ich urodą ważna była dla mnie jakość produktów i ich wpływ na środowisko. Kocham nasz świat, fascynuje mnie i od zawsze starałam się mu sprzyjać, zamiast go niszczyć. Dlatego te marki są manifestem, który coraz głośniej wybrzmiewa w naszych czasach: „mniej znaczy więcej.”
Początki firmy, to historia jakich wiele: w pewnym momencie mojego życia poczułam, że mam już przesyt korporacji, w których przez lata pracowałam. Potrzebowałam odmiany i zaczęłam zadawać sobie pytanie „W czym jestem dobra? Co sprawia mi radość?” i tak doszłam do tego, że lubię zmieniać wnętrza. Nie jestem architektką, ale od zawsze sprawiało mi to frajdę, a rodzina i przyjaciele często prosili mnie o wnętrzarskie konsultacje. I tak, krok po kroku, doszłam do We Love Beds. Przez lata pomysł biznesowy się zmieniał. Początkowo handlowałam produktami firm, które dziś są moją konkurencją. Niestety większość z nich nie wpisywała się w moją życiową filozofię: liczy się jakość, nie ilość - a im bardziej czułam, że nie mogę się podpisać pod tymi produktami, tym mocniej serce mi podpowiadało, że powinnam sama stworzyć produkt, którego nie będę się wstydzić. Sądzę, że odezwały się moje geny - moja babcia była najlepszą krawcową w Warszawie – taką, do której ustawiały się tłumy, bo tworzyła ubrania z najlepszej jakości materiałów. Nawet nici były wyselekcjonowane i odmawiała szycia innymi, w jej ocenie gorszymi! I właśnie dlatego stworzyłam markę, która oferuje produkty najwyższej jakości: pościel z najlepszej na świecie, bardzo trwałej bawełny mako; używamy najlepszych nici; zamki też są dla nas ważne i używamy tych niezniszczalnych, od firmy YKK. Nie lubię bylejakości i nie mogę z czystym sumieniem sprzedać komuś czegoś, co jest kiepskie.
Gdy już zaczęliśmy na dobre urządzać sypialnie i salony, pomyślałam, że brakuje nam czegoś niewielkiego, ale co ma wpływ na atmosferę wnętrza. I wpadłam na świece – od zawsze lubiłam je palić i traktowałam je jako dodatek do wnętrz – pasowały idealnie na małą rzecz, która ma wielki wpływ na cały dom. Jednak nie mogłam zacząć produkować po prostu parafinowych świec, bo troska o środowisko zawsze była dla mnie ważna. Zaczęłam więc zgłębiać tematykę tworzenia świec, komponowania zapachów i alternatywnych względem parafiny wosków.
Jak wyglądały początki?
Początki były pełne wyzwań do przyzwyciężenia. Tak jak wspomniałam w początkowej fazie We Love Beds oferowało produkty innych marek oraz modułowe wezgłowia do łózek, które klient mógł dowolnie komponować i indywidualizować. Jednak to się zupełnie nie sprawdziło – ani nie porwało klientów, ani nie porwało mnie. Chciałam robić coś, co daje mi radość i poczucie sensu - czułam, że to jeszcze nie to. Dopiero prace nad własnymi produktami, szukanie materiałów, tworzenie projektów i wizualizacji, poszukiwanie osób do współpracy… to było naprawdę ekscytujące! Dziś jestem dumna, że nie zrezygnowałam z pomysłu prowadzenia własnej firmy po pierwszych nieudanych próbach. Z wprowadzaniem na rynek świec było podobnie – to nie był łatwy do wdrożenia pomysł, wiele godzin spędziłam zgłębiając temat i szukając ludzi, z pomocą których mogę zrealizować to, co mam w głowie. Muszę przyznać, że mam szczęście do życzliwych ludzi i zawsze w końcu ich spotykam. A jak spotkasz odpowiednią osobę, to nawet niemożliwy plan zaczyna się dobrze układać! W każdym razie mój przykład, jak wiele innych, pokazuje że chcąc spełniać marzenia nie można zniechęcać się pierwszymi porażkami.
Co było najtrudniejsze?
Cóż, można powiedzieć, że najtrudniejszy jest przysłowiowy pierwszy krok, bo trudno rzucić wszystko co jest znane – nawet jeśli jest niewygodne - i zdecydować się robić coś zupełnie innego, często obcego. Na szczęście nie jestem osobą, która skupia się na trudach – w ogóle nie postrzegam świata przez ich pryzmat. Jestem zadaniowa – dla mnie trudność to bardziej angażujące zadanie do zrobienia - to wszystko. Poza tym lubię robić rzeczy, które wymagają ode mnie wyjścia poza strefę komfortu. To rozwija, uczy pokory i daje wiarę we własne siły.
Kilkukrotnie podkreśliłaś już wagę jaką dla Ciebie ma środowisko naturalne - czy marki, które tworzysz są ekologiczne?
Gdyby 20 lat temu istniał Instagram już dawno używałabym hashtagu #ecolife. Byłam eko zanim to stało się modne, zanim zaczęto grzmieć na alarm klimatyczny. Chodzi o to, że jeśli kochasz życie i kochasz przyrodę, to bycie eko nie jest kwestią mody - jest jedynym słusznym, etycznym wyborem jakiego możesz dokonać. I nie robisz tego, bo tak trzeba, tylko dlatego, że tego chcesz. I idąc tym tropem należy powiedzieć, że „chcieć to móc” – pamiętam czasy, gdy segregacja śmieci była postrzegana jako pewnego rodzaju wariactwo – mieszkaliśmy wtedy jeszcze w bloku, a ja biegałam przez pół osiedla do jedynych pojemników na segregowane odpady. Po prostu taka jestem. I nie tylko ja - koło naszego domu jest staw - mój mąż co roku zbiera żaby z drogi, żeby nikt ich nie rozjechał. Lubimy ten świat, więc kwestia stworzenia marek, które są przyjazne środowisku była bezdyskusyjna. Innej firmy nie mogłabym prowadzić. Dlatego z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jesteśmy firmą ekologiczną. Produkujemy rzeczy wysokiej jakości i na każdym etapie produkcji dbamy o to, by były przyjazne środowisku. Przykładowo używamy materiałów, które mają odpowiednie atesty i certyfikaty. Jesteśmy ręczną manufakturą. Oferujemy przedmioty, których żywotność jest bardzo długa, a nasze sojowe świece są produkowane z ekologicznego wosku, pakowane w szklane opakowania, które można ponownie wykorzystać. Dokładamy wszelkich starań, by być firmą przyjazną środowisku. Nawet w łańcuchu dostaw staramy się redukować ślad węglowy!
Co Ci daje największą satysfakcję?
Myślę, że zadowolenie klientów, ich pozytywne opinie i to, że wracają po więcej naszych produktów. Muszę też przyznać, że wielką satysfakcję daje to, że mam poczucie, że robię coś dobrego, coś co sprawia mi radość i że pracuję na własnych zasadach. Bardzo mnie cieszą relacje z ludźmi, z którymi pracuję, które w wielu przypadkach trwają od początku powstania firmy. To wielka radość mieć dobrych ludzi wokół siebie i robić dobre rzeczy - dawać ludziom radość.
Jakie plany na 2020 rok?
Może odpowiem krótko, ale konkretnie: nie zatrzymywać się, nie tracić wiary w ludzi i zaufania do tego, ze los nam sprzyja. Mam głowę pełną pomysłów, które pomogą mi rozwijać firmę. Chciałabym, żeby te plany się spełniały i będę im z całych sił pomagać.